Historia Scorpions, strona 10/13

WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE. Publikowanie, kopiowanie i wykorzystywanie poniższego tekstu bez zgody autora - ZABRONIONE.

W 1991 roku Scorpions wzięli udział w kolejnym "epokowym" wydarzeniu hisotrycznym- zostali bowiem zaproszeni przez ówczesnego prezydenta ZSRR - Michaiła Gorbaczowa - na spotkanie na Kremlu. W ten sposób Scorpions przełamali kolejne bariery - jako pierwszy zespół grający cięższą odmianę muzyki dostąpili zaszczytu wizyty u prezydenta światowego supermocarstwa. Nie ma więc wątpliwości, że zespół Scorpions miał całkiem spory udział w ówczesnych wydarzeniach politycznych. Pamiętajcie o tym słuchając "Wind Of Change" - w tej piosence najważniejsze są bowiem słowa.

Ale wróćmy do spraw czysto muzycznych. W 1992 roku Scorpions otrzymali prestiżową World Music Award jako najlepszy zespół rockowy z Niemiec, a wkrótce po tym wydarzeniu zespół opuścił Francis Buchholz. Dlaczego? Do dziś dokładnie tego nie wiadomo, tym bardziej że członkowie zespołu co chwila przedstawiają inne wersje tych wydarzeń. Pewne jest, że Buchholz, który odpowiadał za "finansową stronę projektu Scorpions" dopuścił się poważnych malwersacji podatkowych, przez co grupa wpadła w tarapaty. Pewne jest także, że nie było to rozstanie w pokojowej atmosferze.

Zastępca Buchholza znalazł się szybko - został nim Ralph Rieckermann, który dotychczas udzielał się głównie w orkiestrach symfonicznych i tworzył ścieżki dźwiękowyme do filmów. Zmiana okazała się bardzo udana - Rieckermann znacznie przewyższał umiejętnościami swojego poprzednika, a na dodatek szybko znalazł wspólny język z pozostałymi członkami zespołu. Z nowym basistą zespół rozpoczął pracę nad nowym longplayem. Tym razem grupa zaprosiła do współpracy innego słynnego "songwritera" - Marka Hudsona i znów okazało się to znakomitym pomysłem. Album "Face The Heat", którego współproducentem był tym razem Bruce Fairbairn ukazał się w roku 1993 i wzbudził prawdziwą sensację. Okazało się, że zespół wcale nie zamierza stąpać łatwą ścieżką komercji i produkować kolejne klony "Wind Of Change". Nowy album stanowił bowiem powrót do korzeni zespołu, jest tu kilka świetnych hard rockowych utworów, znalazła się nawet kompozycja nawiązująca do "Lonesome Crow" (mowa o "Woman"). Nie zabrakło znakomitych i klasowych ballad, jest też kilka piosenek stylowo zbliżonych do poprzedniego "krążka". Ogólnie - zaskakująco dobry album w starym, sprawdzonym stylu. Intrygowały też ciekawsze i inne, niż dotychczas teksty - Meine porusza m.in. problemy neofaszyzmu w zjednoczonych Niemczech i molestowania seksualnego dzieci przez rodziców oraz kreśli przerażającą wizję apokalipsy. Jednym słowem - zaskakujące zmiany. Dzięki takim zabiegom większość z tych, która załapała się na pociąg o nazwie "Wind Of Change", natychmiast go opuściła.

Należy dodać, że album ukazał się w kilku wersjach - niemiecka zawierała dodatkowo dwie bonusowe ballady - "Destin" (z refrenem śpiewanym po francusku) i "Daddy's Girl". Warto też wspomnieć o rewelacyjnym "Rubber Fucker" (pokazuje umiejętności nowego basisty), który ukazał się m.in. na singlu "Alien Nation" oraz "Under The Same Sun", który znalazł się w ścieżce dźwiękowej filmu "Na zabójczej ziemi" ze Stevenem Seagelem w roli głównej.

W czasie trasy promującej album (wrzesień 1993-lipiec 1994) zespół po raz pierwszy zawitał do Polski, występując 29 września 1993 roku na kortach tenisowych warszawskiej "Legii". Na scenie nieoczekiwanie pojawił się też... Michael Schenker (towarzyszył grupie w czasie części trasy), który wykonał wraz z zespołem kilka ballad i zaprezentował utwór "Positive Forward" ze świetnej solowej instrumentalnej płyty "Thank You".

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13