Historia Scorpions, strona 4/13

WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE. Publikowanie, kopiowanie i wykorzystywanie poniższego tekstu bez zgody autora - ZABRONIONE.

Producentem nowego albumu został Dieter Dierks - jeden z najbardziej znanych niemieckich producentów, który zobaczywszy Scorpions w akcji, natychmiast zaproponował im współpracę. Ta zaowocowała wydanym w 1975 roku albumem "In Trance". Na nowym "krążku" znalazło się 10 kompozycji, z których większość jest utrzymana w czysto hardrockowym stylu, ale nie zabrakło pięknych, nastrojowych ballad i utworów brzmiących jak niepublikowane piosenki Hendrixa (oczywiście kompozycje Rotha), którym jednak nie można zarzucić było wtórności. Wyraźnie czuć też rękę nowego producenta - album brzmi potężnie i selektywnie, nie brakuje ciekawych studyjnych efektów. Najbardziej zyskała na tym gra Ulricha Rotha i jego porywające solówki, po dzień dzisiejszy wzbudzające podziw i uznanie. Warto zwrócić uwagę na świetną okładkę albumu - rozpoczynającą serie kontrowersyjnych, erotycznych okładek zespołu. Po raz pierwszy pojawiło się też na niej logo zespołu Scorpions w postaci w jakiej znamy je dzisiaj.

Już w momencie nagrywania "In Trance", Scorpions wiedzieli, że w końcu powstaje materiał, który uczyni z nich gwiazdę. Okazało się jednak, że album świetnie się sprzedaje, ale... w Japonii, stając się także "undergraundowym hitem" w USA. Mimo entuzjastycznych recenzji w prasie - na rynku zachodnioerupejskim "In Trance" sprzedawał się niewiele lepiej od swoich poprzedników. Trzeba było porządnie zająć się promocją. Zespół wyruszył więc w drugą europejską trasę, tym razem supportując grupę Kiss. W czasie trasy pierwszy raz Scorpions mieli zawitać do Anglii - a przecież sukces na tamtym rynku gwarantował natychmiastową ekspansję na USA.

Koncerty okazały się olbrzymim sukcesem - Scorpions zostali uznani za najlepszy zespół koncertowy w RFN, a ich koncerty w najsłynniejszych muzycznych klubach w Anglii - londyńskim "Marquee" i liverpoolskim "Cavern Club" - przyjęte zostały entuzjastycznie. Postanowili zatem iść za ciosem - i po serii świetnych koncertów wrócili do Niemiec, aby z tym samym producentem nagrać kolejny album. "Virgin Killer" ukazał się w 1976 roku i stanowił kolejny krok naprzód. Jest to dzieło będące kontynuacją stylu wypracowanego na "In Trance", podanego z jeszcze większym "pieprzem". Pozostaje on po dzień dzisiejszy najostrzejszym dziełem Scorpions. Nic dziwnego, że już tydzień po premierze zdobył status złotej płyty, a wkrótce później został wybrany "albumem" roku w Niemczech i Japonii.

Nie sposób nie wspomnieć, że album zdobiła jedna z najbardziej kontrowersyjnych okładek w historii ciężkiej muzyki - przedstawiająca pękającą szybę, za którą siedziała naga dziewczynka. Pękniecie szyby widoczne było w miejscu łona dziecka. Nie muszę chyba dodawać, że płyta z tą okładką szybko została w większości krajach zakazana, a na coverze nowego albumu znalazło się po prostu zdjęcie kapeli.

Po wydaniu "Virgin Killer" zespół wyruszył w trasę, grając m.in. na Open-Air Festival w Offenburgu obok takich gwiazd jak Bob Marley & The Wailers oraz Wishbone Ash. I ta trasa okazała się olbrzymim sukcesem, a nazwa Scorpions zapewniała już wypełnienie hali koncertowej po brzegi. Niestety - kłopoty z sercem zmusiły Rudy'ego Lennersa do opuszczenia zespołu. Na szczęście pomoc zaoferował Michael Schenker, przedstawiając grupie swojego kolegę - Hermana Rarebella - Niemca, mieszkającego na stałe w Londynie i pracującego jako stróż na jednym ztamtejszych lotnisk.

Po zaprezentowaniu swoich "perkusyjnych" możliwości - Herman został natychmiast przyjęty, przedłużono też kontrakt z Dieterem Dierksem, tym bardziej że ten obiecał Scorpions "podbój USA", wraz z nowym albumem.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13